POWSTAJE FILM O KIBICACH RUCHU
Gazeta Wyborcza, luty 2010
Łysy, wielki jak szafa kibic idzie do nieba. Kark ma szeroki jak udo Pudzianowskiego, po oczach biją niezliczone tatuaże. Święty Piotr jest nieufny. Lekko uchyla drzwi, ale po chwili orientuje się, że oto stoi przed nim kibic Ruchu! - Wejdziesz tylko dlatego, że jesteś z "niebieskiej rodziny" - zaprasza do środka.
Taka scena znajdzie się w filmie "Niebieskie ChachaRy". Pracę nad dokumentem, który ma ukazać fenomen Ruchu Chorzów i jego fanów, trwają już prawie dwa lata. Trudnego zadania podjął się Cezary Grzesiuk, chorzowski filmowiec i montażysta, znany m.in. z pracy przy filmach "Śmierć jak kromka chleba", "Pułkownik Kwiatkowski" czy "Ogniem i mieczem". Grzesiuk nakręcił już ponad 170 godzin materiału. "Gazecie" opowiada o kulisach pracy.
Wojciech Todur: Jacy są kibice Ruchu?
Cezary Grzesiuk: Sam zadaję im takie pytanie - "Czym różnicie się od innych?". Bo oni mówią o sobie, że są najlepsi. Nie wiem, jak wyglądają relacje w innych kibicowskich grupach, ale to, co zrobiło na mnie największe wrażenie w Chorzowie, to fakt, że oni są jak rodzina. Bardzo dobra rodzina. Obserwuję ich przez dwa lata i jestem pod wrażeniem ich bezinteresownej pomocy, wsparcia, zaradności.
Sam też Pan jej doświadczył?
- W czasie realizacji filmu złamałem kręgosłup - spadłem z drzewa, na kontrolę do szpitala w Piekarach Śląskich. Powinienem wybrać się pociągiem, ale gdy pomyślałem o tych wszystkich peronach, schodach i barierach, to ogarnęło mnie przerażenie. Wbrew zdrowemu rozsądkowi pojechałem samochodem. Już w drodze powrotnej do Warszawy, tuż przed Siewierzem, wystrzeliła mi opona. Zacząłem szukać pomocy. Najpierw zadzwoniłem do swojego ubezpieczyciela. Okazało się, że moja polisa nie obejmuje takich przypadków. Pogrzebałem w kieszeni, a tam zero gotówki. Dzwoniłem do kolejnych pomocy drogowych, ale wszyscy mi odmawiali. Nikt nawet nie chciał ze mną podjechać do najbliższego bankomatu. Około północy - w akcie desperacji - zadzwoniłem do kibica Ruchu. Pół godziny później było już po problemie. Przyjechał łysy, wytatuowany koleś. Wcześniej, gdy takiego spotykałem na ulicy, to zawsze przechodziłem na drugą stronę. Po trzech godzinach bezradności otrzymałem pomoc. Ot tak, za darmo. Tacy są właśnie dla siebie niebiescy kibice.

Na planie filmu
Są sobie bliżsi niż chociażby rodzina artystów, do której Pan należy?
- Gdy leżałem w szpitalu z tym pośrubowanym kręgosłupem, to poczułem, jak ważne jest wsparcie drugiego człowieka. W telefonie mam ponad tysiąc kontraktów. To ludzie, którzy stanęli na moje drodze w czasie 25 lat zawodowego życia. Ilu było razem ze mną, gdy byłem w potrzebie? Naliczyłem trzy osoby. Nie tak dawno do szpitala trafił kibic, który jest bohaterem mojego filmu. To także sportowiec, złamał rękę w czasie gali sportów walki w Spodku. Pomyślałem - kupię mu soki, jakieś owoce. Dobrze pamiętałem, że w takiej chwili człowiek nie powinien być sam. Wybrałem się do niego razem z synem. I co zobaczyłem? Do jego łóżka stała kolejka. Ustawiali się od samego rana! Zatroskani - "Co z Jankiem? Co z jego ręką?". To są właśnie ludzie, którzy uchodzą za margines, patologię. Jakie środowisko stać na zrzutkę, by odkupić koledze spalony samochód? Byłem świadkiem takiej akcji. Jeden z nich stracił auto. W ruch poszedł worek i za dwa tygodnie były pieniądze na nowe auto.